Uszczęśliwiamy się, iż coraz masa samców spaja się do rodzimej treści również osiąga postać naturalna powsinogów, bo wielce dźwigamy na turystyczną oświatę. Nawarstwienie świni egzystowałoby w tatrzańskich nizinach i przy trakcie do Morskiego Spojrzenia – zapór dokąd maszeruje masę podróżników. Majętna napisać, iż im chlubniejsze grupy zwierzchności ostatnim, turyści nadzwyczaj sensowni zaś nie utrzymują na obecnych tropach śmieci Eventy team building – nad Zegrzem.
Zwariowała, czy co. Ejże, niech ta baba wróci do domu, bo sfajczy całą chałupę. Z jakiej przyczyny spojrzałam w głąb własnego mieszkania, w stronę przeciwną niż okno, nie mam pojęcia, szkolenia motywacyjne. W tym momencie mój umysł w całości sformułował następny pogląd:.Rany boskie, to nie ona gotuje kartofle, tylko ja fasolę. Wyrzucić, niestety, należało potem wszystko, garnek razem z zawartością. Nie ulega wątpliwości, że wstawiwszy fasolę na mały ogień, znów zwyczajnie usiadłam do pracy. Została ostatnia resztka. Teraz już nie siadałam do pracy, wzięłam książkę, czytałam w kuchni. Po tej lekturze czajnik nadawał się już tylko do wyrzucenia i trzeba było kupić nowy. Obawiam się, że w kwestii świeżej fasoli mogę służyć tylko jednym przepisem: nalać dużo wody, porządnie przykryć i gotować na małym ogniu. Rzecz oczywista, suchą należy przedtem moczyć przez co najmniej 12 godzin, gry integracyjne. Wymieszała to z majerankiem, polała słoninką ze skwarkami i okazało się, że wynalazła doskonałą potrawę, nadającą się do wszystkiego. O zupie fasolowej pogawędzimy przy zupach. FRYTKI. Uprzejmie informuję wszystkich, że młode lata przeżyłam w cudownych czasach powojennych, kiedy nikt z nas nic nie miał, a pensje z trudem starczały do połowy miesiąca. . Mnie było całkiem tak samo dobrze i w celu wykarmienia rodziny byłam zmuszona dokonywać sztuk, budzących litość i trwogę. Jedna z tych sztuk okazała się zdumiewająco sensowna. Mojemu mężowi i mnie, a w końcu poglądy, potrzeby i braki mieliśmy mniej więcej jednakowe. I gdyby nie to, że nie mam czasu kroić kartofli na plasterki, a możliwe, że tak obrzydliwa margaryna, jak ówczesna, już nie istnieje, dziś jeszcze z zachwytem bym to zjadła.
Eventy współpraca
Dwa do trzech milimetrów. Im cieńsze, tym lepiej. Soli się po drodze. Po czym konsumuje się to razem, te frytki z sałatą, i muszę przyznać, że było to i jest nadal zdumiewająco znakomite jedzenie. Ohyda. Margaryna, i to wcale nie ta najdoskonalsza, a przeciętna, uważana niegdyś za niezdatną do smażenia, w ogóle im gorsza, tym lepiej, wyjazdy team building. Z sałatą koniecznie. Daję słowo, że nie było drogie.FLAKÓW nie będę się czepiać, ponieważ też ich nigdy w życiu sama nie gotowałam. Świadkiem przyrządzania bywałam wielokrotnie, pochodząc z przyzwoitej, przedwojennej rodziny. Pracującej zawodowo pani domu z serca radzę nabyć je w sklepie.Mnie osobiście flaki dostarczyły przeżycia upojnego. Fakt, że była to jakaś uroczystość kulturalna, że podpisywałam książki, nie ma żadnego znaczenia. Przełknąć ten żywy ogień, potrzymać dłużej, niszcząc sobie całą jamę ustną, przełykać po odrobinie.
Szkolenia integracyjne
Miało to temperaturę około 200 stopni. Nikt mnie nie widział, w barze nie było żywego ducha, siedziałam tyłem do ulicy, mogłam sobie pozwalać na wszystko. No i zgadłam świetnie. Przełknęłam te flaki, gdzieś tam, marginesowo, zastanawiając się, po jaką cholerę mnie dobrze wychowali, po czym przez dwa tygodnie miałam rzetelnie sparzony przewód pokarmowy. Ach, jak doskonale zrozumiałam króla Midasa.No i teraz będzie. .Na G zaczynają się rozmaite GŁUPOTY. Wszystkie mają ścisły związek z kuchnią, ale zupełnie nie wiem, jaki rodzaj potrawy powinny reprezentować i pod jaką literą je umieścić. Tylko do głupot pasują doskonale.Kolejna przyjaciółka usiłowała zagnieść kluski na DDT, gry z budowania zespołów.(.Katar zgubił już niejednego. Mój kumpel, ciężko zaziębiony, udał się z wizytą do przyjaciela, który zaproponował mu w celach leczniczych porterówkę. Była to bowiem politura do mebli. — spytałam zgorszona, kiedy mi to nazajutrz opowiadał, szkolenia motywacyjne. Przecież miałem katar. Też nie poczuła woni, ponieważ miała katar. Zarazem odnajdywały się rodziny, pogubione przez wojnę, korespondencja kulała, jedni wracali, inni nie, wszyscy stamtąd starali się przysyłać do wygłodzonego kraju, co tylko mogli. Proszek tam był w dość eleganckim naczyniu, zupa z pewnością, bo cóżby innego. Ugotowali tę zupę i zjedli, nie bardzo im smakowała, po czym przyszedł spóźniony list od amerykańskiej rodziny, że przysłali im w urnie prochy dziadka, który właśnie umarł i chciał zostać pochowany w ojczystym kraju. Historia ta krążyła później w postaci anegdoty, ale nic podobnego, nie była to żadna anegdota, tylko sama święta prawda, wyjazdy team building.
Imprezy integracyjne
Obie słyszały, że kaszę i ryż najlepiej gotować pod pierzyną albo owinięte grubo gazetami i kocem. Obie uczyniły to samo, z tym, że jedna złapała się za kaszę, a druga za ryż. Ta od ryżu garnek z ryżem zalanym wodą okręciła całą prasą, jaką znalazła w domu, dodatkowo kocem, i zostawiła na kuchennym stole. Obie wróciły z pracy i obie doznały straszliwego rozczarowania, znalazłszy kaszę i ryż w pierwotnym stanie, nawet odrobinę nie podgrzane. Oburzenie na idiotyczny przepis również zaprezentowały identyczne. Osobom, które padły ofiarą podobnego wstrząsu, na wszelki wypadek wyjaśniam, że zawartość garnka najpierw należy zagotować na ogniu, a potem dopiero, taki gorący, wpychać pod pierzynę lub też w zwały makulatury.Osobny rozdział w kuchni stanowią MĘŻCZYŹNI i może powinni zostać umieszczeni pod M, ale chyba jednak nie, bo nie są jadalni.Znałam jednego takiego, którego, już jako człowieka dorosłego i nawet żonatego, okoliczności zmusiły do zaparzenia herbaty. Wyjaśniła mu porządnie, jak się to robi, wysłuchał z uwagą, po czym znikł w kuchni na strasznie długo.— Sześć szklanek już pękło. Czy mam zaparzać dalej, gry ze współpracy. .Pewien mąż wrócił do domu w czasie nieobecności żony i bez grymasów zjadł to, co znalazł w lodówce, wyjazdy motywacyjne. — Ale ona była jakaś taka nie przyprawiona.Jedna moja znajoma produkowała kosmetyki na eksport do ówczesnego Związku Radzieckiego, w tym znakomity krem do rąk. No i któraś przyjaciółka przyleciała po bezcenny towar odrobinę za wcześnie, kiedy producentka nie zdążyła jeszcze nabić go w tuby. — Wezmę luzem, jak jest. Dostała zatem miskę kremu, popędziła do domu, postawiła miskę na stole i znów wybiegła. Wrócił za to jej dwunastoletni syn, jakby nie było, też mężczyzna. W misce została ledwo jedna czwarta, resztę pożarł.Zdarzyło się, że mój własny ojciec został w domu sam, z psem. Siebie karmić jako tako potrafił, z psem było gorzej, szkolenia ze współpracy. Należało mu ugotować makaron. O tym, że suche produkty trzeba moczyć przed gotowaniem, ojciec mniej więcej wiedział. Namoczył zatem ten makaron na 24 godziny i potem ugotował, wyjazdy ze współpracy.
Zabawy team building
Skoro już jestem przy ojcu, na scenę wkracza GROCH.O przepisach nie ma tu co mówić, ponieważ jedyny groch, jaki w życiu gotowałam, to ten niezbędny do sałatki mięsno-jarzynowej, a i to nie wiem, czy zdarzyło mi się to więcej niż dwa razy. O sałatce będzie gdzie indziej, groch ojca natomiast dostarczył przeżyć niezapomnianych. Przy każdym powrocie ze szkoły, czułam w domu jakąś podejrzaną woń, z dnia na dzień silniejszą. Rosła, potężniała, do niczego nie była podobna i robiła się coraz obrzydliwsza, szkolenia team building. Poczuli ją wszyscy. Podejrzenie padło na sąsiadkę, rozsławioną już plackami kartoflanymi na pokoście, też została obwąchana, nic, szkolenia motywacyjne. Sięgając po niego, ujrzałam obok nieduży, półlitrowy słoik z zakrętką, a zarazem cudowny aromat bez mała zbił mnie z nóg. Znalazłam źródło woni, o Boże. Chwyciłam słoik. Sporządził przynętę ukradkiem przed dwoma tygodniami, a potem zapomniał o niej do tego stopnia, że nawet ten przeraźliwy smród nie wywołał w nim żadnego skojarzenia. Dzięki temu jednakże wiem dokładnie, jak śmierdzi gotowany groch, pozostawiony odłogiem w przyjemnym, ciepłym miejscu.Rzecz miała miejsce w czasie okupacji, już pod koniec wojny, kiedy front utknął na Wiśle. Dookoła naszego ówczesnego domu, między innymi na tak zwanym Świńskim Targu, obszernym placu pod skarpą, stacjonowały wojska niemieckie. Ni z tego, ni z owego do naszej kuchni przyleciał żołnierz niemiecki i wdał się w konwersację z pomocą domową, wówczas określaną mianem służącej. Służąca natychmiast popędziła do mojej matki z donosem:.— Proszę pani, szkop tu przyleciał i ukradł nam garnek. — Niech się udławi — wyraziła mściwe życzenie moja matka, na garnku kładąc krzyżyk. Moja matka natychmiast kazała ją wylać, ale zaprotestowaliśmy zgodnie we troje, służąca, ja i pies.